Język przygryziony w trzech miejscach, czyli jak nie przeklinać przy dziecku
Kolejny wpis z serii: Nie o tym miało być, ale nie znam się, to się wypowiem. Tekst jest o tyle zbieżny z tematem bloga, że dotyczy kultury... osobistej.
Wyobraźcie sobie taką ofertę pracy:
Do twoich zadań będą należały kontakty z kluczowym klientem, ten klient jest NAJWAŻNIEJSZY. Będzie do ciebie przychodził z każdym problemem, przerywał ci twoje codzienne zadania i żądał stuprocentowej uwagi. Musisz mu to dać, a jednocześnie wypełniać swoje pozostałe obowiązki. Multitasking – warunek konieczny. Twój czas pracy jest nienormowany, zaczynasz, kiedy klient się obudzi, kończysz – gdy pójdzie spać. Lunch, tak jak pozostałe posiłki, jesz z klientem, musisz go karmić lub przynajmniej namawiać do jedzenia. Klient nie rozumie takich słów, jak: „nie da się” czy „musimy przesunąć deadline”. Ma być „na już”, bo to klient strategiczny, nie możemy go stracić. Pod twoim biurkiem będzie mieszkał nadmuchiwany jednorożec. Nie przysługuje ci L4. Wynagrodzenie: brak. Aplikowałabyś? Wiele osób się jednak na to decyduje, może nie przeczytały dokładnie oferty...? Ja, przyznaję, nie starałam się o tę posadę, a jednak od ponad trzech lat jestem mamą.
Kiedy dowiedziałam się, że będę miała dziecko, pragnęłam powtórzyć za Pippi Pończoszanką „Pigułko z arbuza, ja nie chcę być duza”. Wiedziałam, że właśnie bezpowrotnie skończyła się beztroska. „Kochany słuchaczu” – jak mówi narrator w moim ulubionym słuchowisku o Muminkach – „już nic nie miało być jak dawniej...”.
Jedno jest pewne, do roli rodzica nie da się dorosnąć z dnia na dzień. Nic nie poradzę na to, że kiedy moja córka pyta mnie, czy pójdziemy na pączka, mam ochotę zapytać: a jak to jest na pączka? Kiedy czytam bajkę o Kici Koci, w której jest powiedziane, że burzę najlepiej przeczekać, śpiewając, jedyna piosenka, jaka przychodzi mi do głowy to: „Fuck you thunder, you can suck my dick”. A kiedy czytamy powieść Astrid Lindgren, w której Pippi śpiewa: „Przez lata słoneczne dzionki, idę przez lasy i łąki, i robię, co mi się podoba”, mam ochotę dośpiewać: „a w dupie chlupie mi woda”. Jak sobie z tym radzić? A sytuacje stresowe i momenty totalnego wkurzenia, których przy dziecku nie brakuje? Jak przetrwać je bez soczystego „kurwa mać!”?
Pierwszą rzeczą jest motywacja, wiadomo bowiem, że chcieć to móc. Polecam Wam taką oto wizualizację, czy raczej audiowizualizację. Wyobraźcie sobie własne dziecko w gronie Waszych znajomych, a jeszcze lepiej – zupełnie nieznajomych – powtarzające wszystkie niecenzuralne słowa, których używacie. Działa jak diabli, nie? Chcecie już nie przeklinać przy dziecku? No to teraz, jak to osiągnąć.
Strategia pierwsza – szept
Przeklinasz po cichu, najlepiej bezgłośnie, poruszając tylko ustami. Małe dziecko się nie domyśli, ale trzeba być czujnym. Po pierwszym pytaniu: „Mamo, co tam mamroczesz?” – trzeba zmienić sposób działania.
Strategia druga – krzyk
To oczywiście bardzo zły sposób, bo na dzieci nie wolno krzyczeć, o czym wszyscy doskonale wiedzą. Ale krzyk pomaga wyładować złość, którą normalnie odreagowalibyśmy w przekleństwach. Ja się cieszę, że krzyknęłam: „Nie ruszaj!”, zamiast „Nie ruszaj, kurwa!” Pamiętajcie: „Cie-szmy-się z ma-łych rze-czy, bo wzór na szczę-ście w nich za-pi-sa-ny jeest”
Strategia trzecia – zamienniki
Tę stosuję z dużym upodobaniem. Chociaż ostatnio moja córka zapytała mnie, dlaczego powiedziałam: „Orzeszku!”, więc muszę mieć się na baczności. „Motyla noga” i „kurczę pióro” to sformułowania, których obiecałam sobie używać, ale jakoś nigdy nie przychodzą mi na język jako pierwsze. Jednak jeszcze parę miesięcy temu, jak mówiłam „Niech to licho porwie”, moje dziecko poprawiało mnie: „Mamo, mówi się: motyla noga”. Kiedy przygotowywałam się do ocenzurowania mojego języka, wyobrażałam sobie, jak to z pełnym opanowaniem zamiast grubego słowa mówię: „Cóż za niekorzystna sytuacja!”. Kilka razy mi się to udało, kilka. Zamienniki, które sprawdzają mi się najlepiej to: „Ja piórkuję”, „Pozajączkowało mi się” i „Kur zapiał i kury pobudził!” Ja wiem, dziecko kiedyś się domyśli, a poza tym, jeśli użyje któregoś z nich przy dorosłych, na pewno będą wiedzieli, o co chodzi. Wydaje mi się jednak, że lepszy kur w garści, niż kurwa na dachu, czy jak to się tam mówi.
Strategia czwarta – milczenie
Najtrudniejsza, oczywiście! Kiedy chcesz powiedzieć niecenzuralne słowo – po prostu gryziesz się w język. Ta technika, choć bardzo wymagająca, sprawdza się nie tylko w relacji z dzieckiem, ale i w związku, przyjaźni itd. Mów mniej, niż byś chciał, a wszyscy na tym skorzystają :)


Komentarze
Prześlij komentarz