„Jadę mu od razu z grubej rury, wszystkimi nieszczęściami dziejowymi, które spadły na Polskę”
Czy wiecie, co to są pasty? Pomijając oczywiście, że makarony. Są to krótkie humorystyczne opowiadania publikowane w internecie i rozpowszechniane za pomocą udostępnień lub po prostu wklejania w swoich mediach społecznościowych, czyli metody „copy paste” (copypasty) – stąd nazwa. Przez autora, o którym dziś będzie mowa, nazwa została przetłumaczona jako kopiujwklejka. Chodzi oczywiście o Malcolma XD. To tajemniczy pisarz, który ukrywa się pod pseudonimem, nie ujawnia swojej twarzy, wypowiada się w wywiadach radiowych za pomocą zmienionego głosu, na spotkania autorskie „jeździ” jako automat do gier, przy pomocy którego łączy się ze swoimi czytelnikami tak, żeby mógł ich słyszeć i widzieć, a oni go tylko słyszeć, choć oczywiście i w tym przypadku nie używa swojego prawdziwego głosu. Taka, nazwijmy to potocznie, szopka jest czymś zupełnie niespotykanym w dzisiejszych czasach, kiedy rozpoznawalność i kreowanie własnego wizerunku to kwestie przynajmniej tak samo ważne jak talent i umiejętności. Tym bardziej zachęciło mnie to do lektury.
Jakoś ostatnio mam ochotę na lżejsze klimaty, poleciłam Wam prawie-komedię-romantyczną, a dzisiaj dość lekka książka. Tytuł to „Emigracja”. Byłam w stanie czytać ją i jednocześnie słuchać piosenek z polskim tekstem, a to do tej pory chyba mi się nie udało. A więc lektura jest naprawdę łatwa, ale absolutnie niczego to nie ujmuje samej książce. Warstwa językowa jest cudownym patchworkiem różnych stylów wypowiedzi: potocznego, wulgarnego, naukowego, czy może popularnonaukowego, młodzieżowego, czy wreszcie publicystycznego. Połączenie tych wszystkich klocków tworzy wspaniałą groteskę i nierzadko wywołuje łzy śmiechu – przynajmniej u mnie.
Fabuła to w skrócie historia chłopaka, który po maturze postanowił wyjechać z kolegą do Londynu w celu podreperowania budżetu. Zabawne perypetie i całkiem zaskakujące, a przede wszystkim naprawdę śmieszne zakończenie sprawiły, że powieść stała się dla mnie bardzo miłym akcentem w tej jakże szarej ostatnio rzeczywistości. Tu dobry moment na urywek o tym, jak główny bohater wraz z przyjacielem ubiegali się o pracę na farmie kapusty:
„my wprawdzie nie wyglądamy, ale przyjechaliśmy w sprawie pracy i śpimy tu w nawiązaniu do rozmowy telefonicznej z dnia poprzedniego”.
W książce oprócz oczywistych heheszków, że tak powiem, dostrajając się do stylu Malcolma, oferuje się nam również nieco obserwacji społecznych, a nawet przemyśleń egzystencjalnych. Podsumowałabym je słowami, które podobno wygłosił Kurt Wallander w powieści Henninga Mankella: „Nic nie jest takie, jakim się wydaje”. Wielka Brytania to nie kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie nawet zamiatacz ulicy zarabia tyle, by w krótkim czasie wybudować willę w wytęsknionej ojczyźnie. Tolerancja religijna czy jakakolwiek inna jest oczywiście szczytną ideą, pod warunkiem, że zwraca się uwagę na to, jak sami „tolerowani” chcą być traktowani i nie uszczęśliwia się ich na siłę. Nawet zgoła oczywiste wnioski wysnuwane przez Europejczyków o pewnym światopoglądzie na temat kolonizacji – mogą zostać uszczegółowione w dość zaskakujący sposób.
„Profesorek tłumaczy, że on go [wizerunek Buddy] powiesił dosłownie kilka dni temu, nie jako symbol religijny, tylko symbol rdzennej ludności Azji, żeby ją uszanować za to, że była przez nas kolonizowana. (…) To ja mu mówię hola hola, biały człowiek białemu człowiekowi nierówny, my tu jesteśmy z Europy może i Środkowo, ale jednak Wschodniej i my żadnych ludzi w Azji ani Afryce, ani Ameryce nie kolonizowaliśmy, tylko nas kolonizowali. A on pyta TAK? A NIBY JAK?
Całe życie kurwa byłem przygotowywany na nadejście tego momentu. Jadę mu od razu z grubej rury, wszystkimi nieszczęściami dziejowymi, które spadły na Polskę. (…) W końcu (…) postanowiono, że w takim razie ja, Stomil i Rafałel będziemy od teraz uznawani za pokrzywdzonych dziejowo i w głosowaniach liczeni tak samo jak Ugandyjczycy i typ z Brazylii”.
Myślę, że to cytat, który idealnie obrazuje, w jakim stylu prowadzona jest narracja tej powieści. Mnie to bardzo śmieszy (zwłaszcza język), a jednocześnie trochę zastanawia (treść). Dodatkowy smaczek stanowi coś, do czego Malcolm przyznał się w jednym z wywiadów, otóż książka jest w pewnym stopniu autobiograficzna, a więc autor uchyla nam rąbka tajemnicy na temat swojej tak pilnie strzeżonej prywatności. Z tego, co wiem, pojawiła się już kontynuacja „Emigracji”, czyli „Edukacja” – chętnie się zapoznam. Wam natomiast polecam kubek ciepłej herbaty albo grzanego wina i „Emigrację”, choć ja ostatnio zastanawiam się też nad emigracją bez cudzysłowu – terytorialną albo chociaż wewnętrzną...



Komentarze
Prześlij komentarz